15 stycznia 2012

16 listopada 2011

Cholera mnie bierze

Niejaki Clarkson, w jednej ze swoich książek, narzeka jak to pewnej jesienio-zimy nie był w stanie zakupić ciepłego płaszcza w przybytkach handlu wszelakiego. Otóż ja nie jestem w stanie kupić w tym sezonie zimowych butów. Od razu biję się w pierś, ponieważ zdaję sobie sprawę, że ta niemożność wynika tylko i wyłącznie z tego, że mam co do butów dokładnie sprecyzowane wymagania, a wymagań tych producenci obuwia ZIMOWEGO najwidoczniej nie są w stanie spełnić. Wiem, wiem! rozumiem i przyznaję, że wybrzydzam i pragnę zbyt wiele, bo któż inny chciałby butów ZIMOWYCH ciepłych, nieprzemakalnych, wytrzymałych, z podeszwą szytą, a nie klejoną. Co tam cena oraz kolor - te są dla mnie niczym! Jedyny zbytek, jaki mi się jeszcze marzy, to ten, aby owe idealne buty nie były na końsko-kopydłowo-raciczanym obcasie, ponieważ 1) rękę to ja już raz w gipsie miałam i za jeszcze bardzo serdecznie dziękuję 2) Bozia obdarzyła mnie wystarczającym wzrostem, którego już nie muszę sobie poprawiać za pomocą niepraktycznych szczudeł.
Jak zapewne się domyślacie, to co oferują mi sklepy, stragany, a nawet super-extra-jupi-ka-jej galerie handlowe, woła o pomstę do wszystkich chińskich bóstw. Kiedy przymierzam i oglądam te niezwykłe wyroby sztuki taśmociągowej, dochodzę do wniosku, że już zwykłe baletki będą mnie lepiej chronić od mrozu, wilgoci i tego brunatnego ciulstwa, które już wkrótce pokryje chodniki.
Jedna ze sprzdawczyń w jednym ze sklepów, na moje obiekcje, odpowiedziała z niezmąconym optymizmem: "Bo do tych butów sprzedajemy takie grube skarpety". Łell... Zapewne do "zimowych" płaszczy też ktoś gdzieś proponuje "grube, wełniane swetry".

25 czerwca 2011

Czy ja już nie umiem pisać na trzeźwo?

To wielce prawdopodobne. Że nie. Zwłaszcza nie na Krystynie, której to klawiatura jest podstępna&zdradliwa. Dlatego nosi imię kobiety.
Ale nie o tym...
Ostatnio spotkałam osobę, której praca jest życiem. Nie, że pracoholizm i takie tam. Życiem - w sensie, że urodziła się po to, żeby wynaleźć lekarstwo na raka. Więc kiedy zasypia wieczorem, nie ma w głowie myśli typu: "Boszszsze... byle do wolnego!" Tylko: "Ale fajowsko!" - czy coś w tym stylu. Według mnie tacy ludzie to prawdziwi szczęściarze. Do których ja akurat nie mogę się zaliczyć.
Moje życie - a więc także kolejne zajęcia - są absolutnie przypadkowe. Jedyną pociechą jest powtarzanie sobie, że dzięki temu ubogacam się wewnętrznie, zbieram "materiały" do książek, które piszę oraz - że to w przyszłości wyda owoce.
Muszę przyznać, że po czasie rzeczywiście wydaje owoce. Jestem bogatsza.

Mimo wszystko... wolałabym pracę, która jest moim życiem.

A przede wszystkim, chciałabym się odnaleźć na tej planecie, bo jak dotąd wszystkie znaki wskazują na to, że zwyczajnie urwałam się z choinki.