Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kawa. Pokaż wszystkie posty

30 stycznia 2011

Śniadanie o 12.30? To musi być niedziela!

Po "Kadarce" wróciłam do żywych zadziwiająco szybko. Muszę jednak sporo ogarniać, więc na blogowe życie nie mam teraz zupełnie czasu. Jak ogarnę więcej, pewnie wrócę, bo - co tu kryć - uzależniona jestem:)
Wczoraj oddałam się dwóm najprzyjemniejszym rzeczom, jakie wymyśliła ludzkość czyli sprzątaniu oraz gotowaniu. No co tak dziwnie patrzycie? ;)
Z okazji niedzieli natomiast przyjemności wyższego rzędu: czytanie, pisanie, picie kawy oraz podlewanie piekącego się kurczaka sosem+marynatą własnego pomysłu.

U Was też świeci słońce?

23 grudnia 2010

Nic, powtarzam nic, nie będzie w stanie zepsuć mi nastroju

Nie no, dajmy spokój PKP. Dajmy też spokój Operatywnemu Operatorowi, który blokuje telefon, mimo braku do tego podstaw. Że o internecie nie wspominając. Dajmy też spokój Nieuważnym Dziadkom, nie zwracającym uwagi na przechodniów na pasach. I Oszalałym Zakupoholikom w marketach, atakujących sklepowymi wózkami. Uśmiechnijmy się do robotników, rozgrzebujących chodnik i chlapiących naokoło błotnistą breją. Złóżmy życzenia sąsiadom z dołu, zadeptującym nam świeżo umyty hol (ponieważ strych jest wspólny, a jedyna droga do niego wiedzie właśnie przez świeżo umyty hol). Wybaczmy LandLordowi, że zapomniał o aneksie do umowy, dzięki czemu rachunki wcale nie są mniejsze...
Święta tuż tuż...
Ciasto cynamonowe upieczone, udekorowane i wspaniałe. Zapach kawy z goździkami zaraz rozejdzie się po mieszkaniu. A mgła za oknem - coś pięknego. No i pod obrazkiem muzyka:]

zdjęcie

16 czerwca 2010

Dzień chuja.

Miałam dzisiaj rozmowę o pracę... Ciśnienie mam pod sufitem. Kto mi wyjaśni, dlaczego, na Boga! szefowie tak straszliwie nie szanują ludzi? Czy to właśnie oznacza być szefem, czy to jest jakaś "szefowskość", jakiś naturalny składnik dodawany do genomu? Dżizys! Jak tu dostać normalną pracę?? Jak nie rozmawia się z "szefem", który ledwo poświęca nam 15 minut, prowadząc przy tym rozległe, telefoniczne rozmowy, to z jakimś "haerowcem" po technikum, który socjotechniczne zdania czyta z kartki. Czy na tym świecie nie ma już normalnych ludzi???!!!

Ale tak naprawdę mam to głęboko. Jestem dzisiaj trochę jakby nieuważna, chyba przez to, że właściwie nie spałam. ... Do kawy dolałam soku malinowego, bo mi się z herbatą pomyliło. I muszę Wam powiedzieć, że może to i brzmi nieźle i ciekawie, ale... jednak nie, nie róbcie tego w domu.

A to jeszcze tak mi się przypomniało z okazji notki u Duszki. Co prawda ta historia nie ma wielkiego związku z notką u Duszki, ale mam dzisiaj taki dzień, więc wuala:
siostra Kochanego Słoneczka zadzwoniła sobie do rodzimego kina, żeby się wywiedzieć, co grają. Ale że odebrał jakiś dziadziuś, to się z nim dogadać za bardzo nie umiała. W końcu padło zdanie:
- "Leci jakiś BLADEJ."

- "Co???"
No BLADEJ. Nie rozumiecie? To proszę bardzo:)



14 czerwca 2010

Little memories...

Po wczorajszym upale, temperatura pojechała gwałtownie w dół, nie ma chyba nawet piętnastu stopni, w związku z czym jestem dzisiaj półprzytomna, mimo wypitej już kawy. Ciśnienie ciśnie, że hej!
Wczorajszy wieczór spędziliśmy bardzo kulturalnie, bo najpierw na dwóch spektaklach w rodzimym teatrze, a potem na kulturalnym piciu wódki, zagryzając kiełbasą i ogórkami. Bardzo tradycyjnie i po polsku. Wódka zresztą też była bardzo kulturalna, bo stanowiła element głównej nagrody na takim małym, wrocławskim przeglądzie kabaretowym, gdzie wygraliśmy. Właśnie tę rzeczoną "Wyborową". Teraz się zastanawiam, czy w ogóle powinnam pisać takie rzeczy, ale na razie to zostawię. Jak będą jakieś zażalenia, to się wygumuje, prawda.
A teraz muszę odgruzować mieszkanie z kurzu, który się nazbierał przez ostatni tydzień.
Acha, polecam Waszej szanownej uwadze muzykę Na Tapecie. Gorillaz z cudownego koncertu, promującego najnowszą płytę oraz coś z zupełnie innej beczki. Wiem, że spokojnie i zamulająco, ale to dopiero początek tygodnia, nie ma co się forsować:)

10 czerwca 2010

A z sedesu wieje... chłodem.

Dokładnie tak, chłodem! Zbiornik z wodą oszroniony ponętnie, niczym butelka Leszka, kropelki spływają po nim jak w szanującej się reklamie. A gdy tylko podnieść klapę, czuć rześkość jak z leśnego jeziora w szwajcarskich Alpach. I wcale nie chodzi o jakiś superancki środek do czyszczenia muszli. Tak to, widzicie, człowiek się musi ratować, gdy lato dopadnie go w mieście. A poza tym wszystko dobrze:)

1 czerwca 2010

Przepis na nałóg

Kawa... Cudowny napój, cudowny do tego stopnia, że Muzułmanie wierzą, że został podarowany Mahometowi przez samego Allaha (no, za pośrednictwem Archanioła Gabriela). Większość ludzi uważa, że jest szkodliwy, że uzależnia, że powinno się go wciągnąć na listę rzeczy zakazanych. Cóż, może i jest szkodliwy, gdy się wypija siedem szklanek dziennie i fakt, że uzależnia, ale... w tym miejscu każdy z Was może sobie wpisać powód, dla którego wypija codziennie, albo od święta swoją własną, ulubioną czarną.
Moją ulubioną jest ta podawana na różnego rodzaju szkoleniach, kursach, weselach w takich dużych metalowo-czarnych termosach. Nie wiem, jak oni to robią, ale uwielbiam. I obowiązkowo z mlekiem. Nie ze śmietanką. I nie z cukrem. Słodką kawę uważam za ohydztwo. Chyba, że jest dosłodzona odrobiną miodu. Albo zaparzona ze smakowym cukrem. W jakiś dziwny sposób moje kubki smakowe wolą, gdy kawa jest parzona razem z tym słodkim dodatkiem, niż dosładzana już w kubku. No i piję wyłącznie z kubka lub filiżanki. Nawet wymyślne, fikuśne szklanki w restauracjach jakoś tak psują mi smak. I nie przepadam za kawami mrożonymi. Kawa mrożona to rodzaj deseru, tak jak tort kawowy. Kawy z dodatkami syropów, bitej śmietany, alkoholu - uwielbiam, ale raczej tak od święta. Na co dzień bowiem...
Przyrządzanie kawy to taki mały rytuał. Najczęściej robię ją na dwa sposoby. Najpierw nastawiam czajnik z wodą. To podstawa dla obu sposobów. Pierwszy z nich wymaga posiadania metalowego tygielka, który stawia się na gazie. Do kawy dosypuję wtedy cynamonu, dorzucam goździki, wyżej wymieniony, smakowy cukier, albo po prostu przyprawę korzenną do ciast. W zasadzie cokolwiek tylko podpowie wyobraźnia, chociaż nie polecam dodawać kawałka suszonej podwawelskiej. Chociaż z drugiej strony... może i to znalazłoby swojego amatora:) Kiedy już kawa w tygielku zabuzuje, dolewam do niej wody z czajnika, która właśnie się zagotowała. Mój żołądek nie znosi mocnej kawy, muszę więc pić tzw. lurę. Jeszcze tylko trochę mleka... i już.
Drugi sposób również wymaga specjalistycznych utensyliów. Są to papierowe filtry oraz zaparzarka podobna do lejka z dwiema dziurkami. Można ją kupić w marketach za jakieś sześć złotych. Jest to dobre rozwiązanie dla wszystkich, którzy nie mają czasu na zabawy z ekspresami i tygielkami, ale niecierpią - tak jak ja - fusów na dnie kubka. Do tej kawy też można dodać dodatki, ale smak jest mniej efektowny, a poza tym papierowe filtry lubią się zatykać, zwłaszcza od cynamonu. Nie rozumiem tego zjawiska, ale ma to chyba jakiś związek z chemią i fizyką.
Piling (peeling) można sobie robić z fusów kawowych jak najbardziej. Jest to zdrowa, pożyteczna rzecz i sprawia frajdę. Można do nich dodać co tam nam się podoba i co nas relaksuje/pobudza. Osobiście zauważyłam, że fusy z tygielka są bardziej suche i ostrzejsze od tych z papierowego filtra.
Smacznego:)

31 maja 2010

O nałogu...

Kupiłam kawę tak niedobrą, że do łask wróciła herbata. I nawet antyreklamy nie zrobię, bo nie mam pojęcia jak się owa kawa nazywa (opakowanie wyrzucone, a zawartość przesypana do specjalnego pojemnika), w każdym razie była to najniższa półka w markecie. Więc w zasadzie mogę mieć pretensje tylko do siebie, że chciałam zaoszczędzić. Normalnie o tej porze sączyłabym już przysmak doprawiony cynamonem i goździkami, ale na samą myśl, mnie wywraca na drugą stronę. Ale nałóg jest nałogiem i swoje prawa ma. Polecam Wam książkę Elisabeth Bangert i Christine Mahrle pod tytułem (jakżeby inaczej) "Kawa". Wiedzieliście na przykład, że kawą można odstraszać osy? Albo przy odrobinie szczęścia można w Neapolu dostać espresso gratis? :)

17 maja 2010

Cold and Ugly

Zaczynam wariować od deszczu. I nawet nie już od samego deszczu, ale od tego wilgotnego zimna, z powodu którego wszystko wydaje mi się mokre, nawet kiedy mokre nie jest. A teraz słyszę w radio, że popada sobie do piątku. No i że zaczyna podtapiać i zalewać. Szlag!

Ostatni tydzień upłynął nam bardzo twórczo kabaretowo oraz towarzysko, a mi osobiście jeszcze na zajęciach z asertywności i komunikacji, podczas których dowiedziałam się na przykład jakim typem osobowości jestem. W łikend miałam okazję zastosować całą tę wiedzę w praktyce i jestem z siebie bardzo dumna, chociaż wiem, że jeszcze nie do końca zachowywałam się tak, jak naprawdę chcę. Na szczęście nie skręcam już ani za bardzo w stronę uległości, ani w agresję. Więc dużo, dużo pracy nad sobą, która przynosi efekty. Hura!! :)

A teraz, przy okazji kawy, poodwiedzam Was i odrobię zaległości. Więc do zobaczenia:)


25 lutego 2010

Fantazja


Taką mam dzisiaj fantazję, że na przekór święcącemu słońcu - ta piosenka. Od dłuższego czasu męczę bluesa znad Mississipi, więc ten głos, to potrzebne urozmaicenie. Spokój, spokój... a dookoła wiosna. Od wczoraj udzielam się towarzysko i to też jest miła odmiana. Zdziwaczałam przez tę zimę.

Koniec kawy...

(zdjęcie ze strony: http://architekturainietylko.blox.pl/html)

Acha! Guzik dostałam od Idy (fajnie to brzmi;) i sobie wkleiłam, bo co sobie miałam nie wkleić. Ale podobno mam ten guzik rozesłać dalej, więc rozsyłam wszystkim, do kogo zaglądam, bo gdybym nie uważała, że nie jesteście twórczy, to bym do Was nie zaglądała. Proste to przecież jak igła. I co z tego, że tam jest napisane, że dla kobiet. Przecież na samym początku życia płodowego, wszyscy byliśmy kobietami;)

5 lutego 2010

MAłA CZARNA

"kaawyy! królestwo za kaawyy!" - zawył od samego rana Madman, lekko uchylając powieki. na całkowite rozwarcie oczu kofeiny w organizmie miał za mało. niezrażona kontynuowałam opisywanie przygód Władcy, który oddawał się właśnie trudnym początkom pięknego romansu, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę, że Madman królestwa żadnego nie posiada, w odróżnieniu natomiast od Władcy, który włada całym krajem, a wkrótce nawet dwoma. jeżeli ognisty romans wypali. oczywiście. no i przede wszystkim nie ma mleka, a bez mleka kawa jest niewypijalna. i Madman - złośliwa franca - doskonale o tym wie. wie również, że wczoraj zużyłam wszystkie zapasy mleczek w proszku, ukradzionych z hotelowych i restauracyjnych stolików. "kaaawyyy!" brzęczało mi na koniuszku myśli, rozwalając każde wypowiedziane przez romansujących zdanie. w końcu uległam. wzięłam się czterokonną karocą do kuchni i przegrzebawszy wszystkie zakamarki szafek, jak rasowy nałogowiec na głodzie, znalazłam jedną - słownie - jedną! śmietankę w proszku, gdy zwykle zużywam trzy do czterech i zatkałam Madmana obrzydliwą, gorzką, lurowatą małą i czarną. teraz siedzi cicho, liżąc poraniony żołądek, ale moje romansowanie szlag trafił. dziewczyna się opętała demonem, karmiącym myszy i zemdlała. a że Władca to rasowy dżentelmen, co się w kamieniołomach wychował, poszedł się bić z demonem od myszy. małym i czarnym, tfu!

pod obrazkiem muzyka - tak myślę, że idealna na spokojne, prawie już łikendowe popołudnie. A Na Tapecie coś dla żywszych amatorów pijalnictwa.