15 kwietnia 2010

Moje życie na wybiegu

Z różnego rodzaju targowiskami próżności mamy do czynienia w niemal każdej sytuacji życiowej. O ile w domu rodzinnym często jest nam to oszczędzone, już w pierwszych dniach edukacji szkolnej odkrywamy, że nie tylko o naukę literek i cyferek tu chodzi. A potem targowiska próżności nabierają tempa oraz komplikacji.

Chciałabym jeszcze wyjaśnić, że pod tym szerokim hasłem mam na myśli tu i teraz zabiegi dotyczące autoprezentacji. Napiszę teraz głęboko filozoficzne zdanie, że czuję się czasem jak modelka na wybiegu. A wracając do tematu.

Po pierwsze - pierwsze miłoście i związki. Podobno najważniejsze to być szczerym. Na pewno? Pojawia się w tym momencie Madmanowy półuśmieszek. Nie ma rady. Na początku musi być chociaż odrobina „blefowania”, ukazywania siebie samego/samej w nieco korzystniejszym świetle, niż normalnie. Na samym początku żadna panna nie pokaże się oblubieńcowi bez makijażu, a żaden kawaler nie przyjdzie na randkę śmierdzący piwskiem, papierochami i telewizorową kanapą. Oczywiście wyjątki, które mogą się pojawić, są… wyjątkami.

Ale z prawdziwym targowiskiem próżności zetknęłam się, poszukując pracy. Moje CV i list motywacyjny wyglądają jak pieśń pochwalna, peam, hymn oraz najwspanialsze epitafium (sic!), jakie tylko mogłam samej sobie wystawić. Oczywiście wszystko, co tam napisałam swoją własną ręką jest prawdą, szczerą prawdą i tylko prawdą. Chodzi raczej o sposób, w jaki staram się ukazać siebie przyszłemu byłemu pracodawcy. Bo nie oszukujmy się (przynajmniej w tej jednej kwestii), że spędzę w owym sklepiku, do którego posyłam cv, swoje całe, piękne życie. I przyszły były pracodawca doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie tylko z tego, że popracuję u niego raczej krócej, niż dłużej. Zdaje sobie sprawę, ten biedny człowiek, również z tego, że moje piękne, wymuskane cv nadaje się na podpałkę do grilla. Jest nic nie warte i nic nie mówi ani o mnie, ani o moich umiejętnościach, tudzież doświadczeniach. Teraz uwaga! Odkrywam dawno odkrytą Amerykę! Pracodawcy też ludzie i zdając sobie sprawę jak to z tymi cv jest, przyjmują do pracy osoby polecane przez znajomych, rodzinę, czy też księdza proboszcza. A skrzynkę mailową firmy zapełniają życiorysy jakże wybitnych i wybitnie inteligentnych jednostek.

PS. Mnie natomiast nie udaje się znaleźć pracy nawet przez znajomości…

11 komentarzy:

tamirian pisze...

Teraz o pracę jest szczególnie trudno...zadziwiają mnie ludzie którzy o nia nie dbają, a spotykam takich w realu całą masę..
Poszukiwania nie należą do łatwych.Trzeba również brać po uwagę że masa ogłoszeń dawana jest dla picu.
Ale głowa do góry madman.Wytrwałości!Znajdziesz:)

Ida pisze...

Nie poddawaj się.
Czyż nie jesteś z tych, którzy wyrzucani drzwiami włażą przez okno?

Pozdrawiam ciepło.

Latarnik pisze...

Znam to z autopsji i wiem, ze za którymś razem się udaje :)

doro pisze...

Pisanie CV to niezwykły teatrzyk - przez 5 lat trenowałam! Kiedyś na dnie rozpaczy dostałam list od kolezanki plus zakwas do chleba w słoiczku (który de facto mi wybuchł i zabrudził sufit bo zanadto wyrósł na poczcie, było lato ;D). A jak umyłam tynk to przeczytałam w liście, że ona wierzy, że znajdę wymarzoną pracę. I Trzy miesiące później znalazłam - wierzę, że to przez tą przesyłkę ;DDD
CZY WYSŁAĆ CI ZAKWAS? Świeżutki, mam , wczoraj w nocy chleb piekłam ;D

lelevina odpowiada i pisze...

Doro: domowy chleb własnego wypieku, brzmi kusząco, nawet pomimo konieczności mycia tynku:) ale co tam mycie tynku, w obliczu znalezienia wymarzonej pracy. więc zgoda! :)

doro pisze...

To dawaj adresik na mojego maila: studioplastyczne(at)wp.pl

Mała Mi pisze...

Targowisko próżności... podoba mi się to określenie :)
Jeśli chodzi o cv... to nie próżność. To chęć sprzedania siebie... :)

riverman1971 pisze...

uda się...zobaczysz...trzymam kciuki

Anonimowy pisze...

Dziwne , ale ja nigdy nie pisałam CV tylko dawno temu jakieś życiorysy w stylu ,, urodziłam się i pochodzę z rodziny ... " :):):):)Uda Ci się , musi . A może coś swojego ??

Kadarka pisze...

Dałaś mi do myślenia, co to znaczy damą być. Jak się nad tym zastanowić, to oznacza zamknąć się w konwenansach i taktownie milczeć (przy boku męża?). Napiszę o tym kiedyś.
Bardzo długo nie pracowałam i pozwoliłam aby to ludzie wciągnęli mnie w trybiki zwane "społeczeństwo". Teraz pracuję dziwnymi ludźmi, nie da się zamknąć cyferkach i ramach. Na szczęście :).
Uda się, trzeba próbować i wierzyć, że
gdzieś czeka praca na miarę Twoich potrzeb. Powodzenia :*

Anonimowy pisze...

a rozmowy rekrutacyjne - to dopiero teatrzyki!

Dobrze napisałaś: pracodawcy to też ludzie i z pewnych spraw po prostu muszą zdawać sobie sprawę. Mimo to coraz bardziej brną w rozbudowane rozmowy rekrutacyjne, w odgrywanie scenek, testy psychologiczne, w których przyszły pracownik musi pokazać, jak bardzo kocha swoją przyszłą firmę i jak chętnie przejdzie przez 3 etapy rekrutacji, żeby zarabiać 1000 zł na umowę o pracę tymczasową.