- Co się stało? – komisarz Sokalski obrzucił spojrzeniem drogową jatkę. Funkcjonariusz drogówki odpowiedział spokojnie:
- Wypadek, panie komisarzu. Ze skutkiem śmiertelnym. Jedna ofiara, żadnych poszkodowanych.
- To po co mnie wezwałeś?! – oburzył się Sokalski, marszcząc krzaczaste brwi.
- Rodzina denata nalegała. – westchnął „krawężnik” – Powiedzieli, że na prostej drodze wypadki się nie zdarzają.
- Dlatego się nazywają wypadkami, że się własnie zdarzają na prostych drogach! – warknął Sokalski, idąc w stronę nadpalonego wraku samochodu. Był tak poobijany z każdej strony, że odgadnięcie marki stawało się zabawą w zgaduj-zgadulę. Drogowcy żartowali między sobą i nazywali takie wraki „konserwą paprykarzu”. Również z powodu zawartości. Za policyjnymi barierkami robił się powoli korek. „Dopust boży!” – pomyśłał Sokalski, wyobrażając sobie tych wszystkich wkurzonych przedstawicieli handlowych, którzy tu utkną na kilka godzin. Ci z pierwszych rzędów będą mieli chociaż tanią rozrywkę.
- Kto to był? – rzucił komisarz.
„Krawężnik” wyszeptał nazwisko, od którego Sokalskiego aż cofnęło.
- To pewne? – wydusił.
Policjant pokiwał głową, z miną, która mówiła: „Można wątpić, że Ziemia jest okragła, ale nie w to.” Komisarz zacisnął usta, żeby nie wyrwała mu się wiązanka najlepszych przekleństw.
- Prokurator już jest? – zapytał nagle i lekko, niedostrzegalnie pobladł, przeczuwając najgorsze.
- Jest. – potwierdził policjant i wskazał błyskającą światłami karetkę.
Sokalski ruszył w tym kierunku z duszą na ramieniu i mdlącym uciskiem w gardle. Karetka umiejętnie zasłaniała ciało przed gapiami z innych samochodów. Leżało jeszcze na asfalcie, przykryte czarną folią. Prokurator wypełniał dokumenty w porozumieniu z koronerem i lekarzem karetki. Sokalski chwilę patrzył na niego z bezmyślnym, baranim osłupieniem. Oczywiście instynkt podpowiadał mu, że nie może być inaczej, ale w końcu człowiek trzyma się nadziei do samego końca. Dlatego nawet teraz komisarz jej nie porzucał.
Sokalski skinął mężczyźnie głową i obaj odeszli na bok, w miejsce, gdzie akurat nikt się nie tłoczył.
- Dzień dobry, szefie. – prokurator wyjął z kieszeni paczkę L&M’ów i poczęstował Sokalskiego. Zapalili.
- Nie nazywaj mnie tak, nie jestem już twoim szefem. – warknął komisarz.
- Przepraszam, siła przyzwyczajenia.
- Nie pierdol! – Sokalski stracił cierpliwość i mimo woli podniósł głos, ale zniżył go natychmiast – Nawet mi nie mów, że masz z tym cokolwiek wspólnego!
Prokurator zaciągnął się papierosem i w milczeniu przyglądał się żwirowi na poboczu. Szara trawa porastała pobliski rów.
- Jacek, do kurwy, nie możesz prowadzić śledztwa przeciwko samemu sobie! – Sokalski starał się opanować drżenie rąk i głosu. „Starzeję się.” – pomyślała jakaś cząstka jego umysłu.
- Nie, pan będzie je prowadził przeciwko mnie. – odpowiedział spokojnie Jacenty i rzucił na komisarza krótkie spojrzenie, po czym znowu opuścił głowę.
- Nie tak miało być. – zauważył Sokalski niezadowolonym tonem, w którym pobrzmiewała rozpacz i zmęczenie.
- Zabawy z ogniem, szefie. – Jacenty uśmiechnął się krzywo i bez wyjaśnień wrócił do karetki.
Sokalski patrzył na jego przygarbione jak od niewidzialnego ciężaru plecy i kołyszący się na boki, niezgrabny chód. Może popełnił błąd? Wciągnął w to chłopaka i nie pomyślał, że to mu może zniszczyć życie. Nie dało się jednak cofnąć czasu. To, co zniszczył ogień można tylko wyrzucić.
10 komentarzy:
Zostanę strażakiem i będę lała sikawką!!!
Dalej, dalej!!! :D
Ktoś nareszcie słucha moich postulatów, jak miło :)
No a co dalej nooooooo !! Proszę o kontynuację mrocznych opowieści :):):):)
No własnie ... podoba mi się stwierdzenie o wypadkach , bo czasami wypadki nie są wypadkami tylko konsekwencją głupoty i ryzyka :)
jak się dobrze czyta! napięcie wzrasta! czekam na ciąg dalszy!!
Wypadki zdarzają się i na prostej i na pustej, a do tego nagle i niespodziewanie. Tak jakoś dziwnie...;)
Jacenty...
Jestem zachwycona!!! :)
A przyszłam jeszcze zapytać, a gdzie jest początek powieści?
jam szukać i być ślepa...
początek opowieści pod etykietą Opowieści grozy i humoru. :)
Przeczytałam na "jedynce: (na jednym wdechu). Wciąga jak tornado :)
Bardzo mi sie podoba....Tylko szlag mnie trafia od tekstów typu "zaciągnął sie papierosem":):):)ja wciąż rzucam, choć już długo nie palę:):)
Ach dziękuję za wiadomość, więc będę miała zajęcie na wieczór :)
Prześlij komentarz